Jakoś tak już mam, że biorąc do ręki książkę, patrzę na jej okładkę i zastanawiam się czy będzie ona dobra czy nie i nie inaczej było z Francuskim pieskiem Marty Obuch.
Francuski piesek, jak się okazuje to druga część Łopatą do serca, w której poznajemy dalsze perypetie uroczej Misi i jej zwariowanej przyjaciółki, Zuzy.
Niechciana narzeczona
Główna bohaterka, Misia, zostaje dumną posiadaczką własnego domku z ogrodem. Włożywszy wszystkie swoje oszczędności w remont (salon kosmetyczny niestety został zlikwidowany), zostaje jej niewiele grosza i razem z Zuzą muszą jakoś sobie radzić.
Misia rozstała się ze swoim mężem, Hardym, który okazał się być dość niebezpiecznym przestępcą i aktualnie grzeje łóżko w więziennej celi. Wszystko byłoby fajnie i można by stwierdzić, że bohaterki Francuskiego pieska zaczynają nowe życie, gdyby nie to, że do Misi wprowadza się Ryszarda. Ryszarda, na co dzień gaszyca (uwielbiam to słowo, znalazłam je w jednej z książek Chmielewskiej) Hardego, zostaje oczywiście przez niego także porzucona i także musi sama sobie dać radę.
Ryszarda, można by rzec, zostaje nawet mocniej skrzywdzona, ponieważ oprócz złamanego serca ma również spory dług do spłacenia ZUS-owi i to niemała kwota: prawie czterysta tysięcy złotych.
Rysia wprowadza się więc do Misi i Zuzy i od tego momentu w domku przy ulicy Akacjowej zaczynają się dziać różne dziwne rzeczy, niekoniecznie wesołe. Znalezienie nieżyjącego i obdartego ze skóry kota na klamce drzwi do domu z całą pewnością może się przyśnić. Do tego ulatniający się gaz oraz dziwny sąsiad za płotem składają się na dość niepokojący obraz, który mówi, że dziewczyny chyba nie są tu mile widziane.

Szurnięta przyjaciółka
Wyjątkowego smaczku dodaje powieści Francuski piesek Zuza. Moim osobistym zdaniem to najlepsza postać książki. Poza Ryszardą oczywiście, której ptasi móżdżek nawet dodaje uroku i można jej wybaczyć wszystkie kretyńskie wypowiedzi. Zuza nie lubi Ryszardy i wcale się z tym za bardzo nie kryje, z lubością wysłuchując bzdur jakie padają z naszminkowanych usteczek modowej blogerki.
Zuza jest niesamowita. Jest czymś w rodzaju motoru, napędu, który sprawia, że akcja Francuskiego pieska rusza ostro do przodu. Zuzę poznajemy już w zasadzie na samym początku powieści, gdy po raz dwunasty oblewa egzamin na prawo jazdy. Wściekła i nieszczęśliwa (bardziej wściekła) wygraża głośno w siedzibie WORDU, że zamorduje tego kretyna, który ją oblał. Gdyby trochę pomyślała, nie zrobiłaby tego za nic, mając jeszcze wokół siebie świadków.
Egzaminator zostaje bowiem nieco później naprawdę zamordowany, a zbieg okoliczności sprawia, że Zuza jest ostatnią osobą, która go widziała…
Żaba żabę…
Bohaterki Francuskiego pieska…, hm, no dobrze, ale co to jest właściwie ten francuski piesek? Tym przemiłym określeniem został obdarowany niejaki Luk Lucateau. Luk to francuski przyjaciel bohaterek i wyśmienity kucharz, który wraz z mamą Polką (Utko Daniela) mieszka w Katowicach i prowadzi francuską restaurację. Luk od czasu do czasu pomaga dziewczynom, poznając w ten sposób polski charakter i zwyczaje panujące w naszym kraju.
Luk ma również niemały wpływ na akcję książki. Staje się pomocnikiem Zuzy i Misi w ukryciu ciała egzaminatora (nie, to nie dziewczyny go zabiły), z którego również zrobiła się niezła sensacja. Dla uczczenia jego pomocy przyjaciółki postanawiają zrobić uroczystą kolację, na której mają zamiar podać specjał kuchni francuskiej: żabie udka i ślimaki.
Tylko co zrobić, gdy żaden z katowickich sklepów nie dysponuje takimi frykasami? Trzeba tych żab i ślimaków nałapać samemu. Ślimaki nie stanowią problemu, w końcu skubańce same spacerują po klombach i denerwują człowieka. Z żabami może być problem. Żaba to w Polsce zwierzątko chronione. A jedyne miejsce w Katowicach, gdzie można znaleźć żaby to miejski staw… Niedobrze.
Na szczęście dziewczyny dają sobie radę i kolacja wypada świetnie. Do czasu…

Książka dla każdego
Komedia kryminalna Francuski piesek Marty Obuch to świetna zabawa. Wartka akcja, która nie pozwala czytelnikowi nudzić się, rewelacyjny humor i świetnie nakreśleni bohaterowie to doskonały przepis na powieść idealną. Francuskiego pieska czyta się szybko, chętnie i ze smakiem.
Minusy? Tylko jeden, a i to nie każdemu musi przeszkadzać- mam dość mocne przeczucie, że Autorka musiała być, albo wciąż jest wielbicielką Joanny Chmielewskiej, ponieważ sporo zwrotów i określeń jest jakby żywcem wyjęta z książek Pierwszej Damy Polskiego Kryminału. Generalnie jednak powieść absolutnie polecam i sama zabieram się za Łopatą do serca, bo oczywiście najpierw złapałam Francuskiego pieska a potem dowiedziałam się, że to drugi tom. 😉
