Książki

Są takie książki, które początkowo wciągają czytelnika w interesującą fabułę, by następnie zaskakująco znudzić i nie inaczej jest z Medalionem szczęścia Danuty Pytlak. Czytałam opisy, przytaczane z różnych blogerskich stron i przeanalizowałam wszystkie ochy i achy na temat tej powieści.

medalion szczescia danuty pytlak
Medalion szczęścia Danuty Pytlak wyd. Zysk i S-ka, okładka I. Marcinowska

Zasadniczo jestem troszkę zła na Autorkę za to, co mi zgotowała. Jak wiadomo, każdy odbiera powieść inaczej i ilu ludzi tyle opinii, dlatego właśnie ośmielam się opisać tu swoje wrażenia bez obawy, że ktoś mi coś zarzuci. Zaczyna się fajnie. Medalion szczęścia Danuty Pytlak to opowieść o czterdziestoletniej Urszuli, która mieszka sama w odziedziczonym po przodkach dworku w miasteczku niedaleko Warszawy. Jest nowoczesną singielką, zadowoloną ze swego życia i to do tego stopnia, że co chwila sączy domowej roboty nalewkę z wiśni, której całą piwnicę odziedziczyła razem z domem. Taki bonus, można powiedzieć.

Gadający dziadunio

Nalewka ma magiczną moc i wkrótce Ulka przekonuje się o tym osobiście. Budząc się pewnej nocy słyszy w domu hałas. Przeszukując mieszkanie nie znajduje oczywiście nic, więc dla kurażu nalewa sobie jeszcze trochę nalewki. W tym momencie w jej własnym salonie odzywa się czyjś głos… Głos pochodzi od … wiszącego nad kominkiem obrazu przedstawiającego Bonawenturę Ornatowicza, starego szlachcica, pradziadka naszej bohaterki. To on przemawia, piękną staropolszczyzną zresztą.

Gdy Ulka opowiada tę historię swojej najlepszej przyjaciółce, Baśce, ta nie wierzy w ani jedno słowo. Podczas nocnej libacji alkoholowej z przyjaciółką pijana Ulka przypadkiem nadeptuje leżący na podłodze kieliszek. Szkło rani stopę bohaterki i obie panie zmuszone są jechać do szpitala. Tam poznają chirurga, niejakiego Jose, gorącego Hiszpana, w którym niestety obie się zakochują. I tu kończy się, jak dla mnie, przyjemność. Bo bohaterka Medalionu szczęścia Danuty Pytlak zapada na ciężką formę zakochania, która denerwuje jak mało co.

Mniej więcej pół książki to mniej lub bardziej gorące ekscesy erotyczne, którym Ula z radością ulega jak nastolatka. Wszystko zaczyna przypominać tanie romansidło w stylu Greya albo innej Nory Roberts. Rozanielona bohaterka zapomina o świecie zewnętrznym i karmi nas ochami i achami na temat gorącego Jose. W pewnym momencie to już zaczyna być poważnie irytujące.

Złamane serce

Idylla jednak szybko się kończy. Przypadek sprawia, że Urszula dowiaduje się o niewierności swego Hiszpana, który zdradza ją gładko z jej najlepszą przyjaciółką!  Czterdziestoletnia przyjaźń bohaterek zostaje natychmiast zerwana, a Hiszpan idzie precz. Choć początkowo Urszula jest wściekła, potem ogarnia ją rozpacz. Pogrąża się w depresji i teraz już poważnym alkoholizmie, bo jak inaczej nazwać codzienne trąbienie butelki wina i nalewki i budzenie się z potężnym kacem. Aż dziwne, że wątroba to wszystko wytrzymuje…

Autorka uszczęśliwia nas wyjątkowo wnikliwymi stanami emocjonalnymi pijanej 40- latki, która w zasadzie nie robi za wiele pożytecznych rzeczy, a jeszcze mniej myśli. Szczerze mówiąc, gdyby przełożyć ten stan na realnego człowieka, nie wiem czy coś takiego fizycznie byłoby możliwe. Bohaterka Medalionu szczęścia to w zasadzie lekka neurotyczka, rozchwiana emocjonalnie, z bardzo poważnym problemem alkoholowym.

Tajemniczy skarb

Na szczęście Urszula spotyka na swej drodze dobrych ludzi, którzy pomagają jej dojść do siebie. W międzyczasie poznaje fascynującą historię swojej rodziny, której początki sięgają gęstych mroków historii i wiążą się z ucieczką z domu Konstancji Ornatowicz, która oskarżona o czary musiała wiać z rodzinnej Litwy i przybyła aż pod Warszawę. Krok po kroku Urszula odkrywa fascynującą historię klątwy rodzinnej i poznaje związane z nią osoby, a także odkrywa nieziemski skarbiec. Z tego skarbca realnych korzyści mieć nie będzie, ale drogocenności stanowią fantastyczny dowód i pamiątkę minionych czasów i prawdopodobnie zostaną przekazane do muzeum, ale tego już się nie dowiadujemy.

Z jednej strony podziwiam Autorkę za pomysł, bo generalnie jest fajnie. Książka napisana z takim polotem, że nie można się oderwać. Z drugiej jednak strony dostajemy tanie romansidło, które nie każdemu może się podobać. Główna bohaterka jest, w mojej opinii, przerażająco lekkomyślna. Pomimo swoich czterdziestu lat nadal zachowuje się chwilami jak rozkapryszona nastolatka i aż się nie chce czasami uwierzyć w jej naiwność.

Chociaż… z drugiej strony czy my wszystkie też czasem nie jesteśmy tak naiwne…?

Naiwna czterdziestka

Z powodu głupiego faceta zostaje zerwana kilkudziesięcioletnia przyjaźń, a na domiar złego okazuje się, że właściwie obie bohaterki zostają tak samo oszukane. Zadziwiająco naiwna dorosła osoba, po której można by się spodziewać czegoś więcej niż wiecznych lamentów i totalnego zamroczenia miłosnego. Rozumiem osiemnastolatkę, która niewiele jeszcze wie o życiu i każdą porażkę traktuje serio, wyolbrzymiając problem do rozmiarów Himalajów. Ale kiedy się ma lat czterdzieści i jakieś tam doświadczenie życiowe, można by już było zachować się nieco poważniej. Nie rozumiem, czemu Autorka tak schrzaniła postać Ulki.

Generalnie książka jest ok, można ją przeczytać, ale te wszystkie mocno słodkie komentarze uważam za sporo przesadzone. Powieść niestety nie zostaje na długo z czytelnikiem. Nie jest to ten rodzaj lektury, po której nie można spać po nocach.

Medalion szczęścia Pytlak trochę mnie zawiódł. Początek fajny, ale potem rozczarowanie. Szkoda. Kto chce, niech czyta.

Chyba że to wszystko jest nie tak, a ja się po prostu zwyczajnie nie znam 😉 Piszcie co sądzicie o tej książce!

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *