Pokręcone losy Klary Izabelli Frączyk znalazłam przez przypadek na półce w mojej bibliotece, w której mam przyjemność pracować. Zaciekawiła mnie pozytywna i taka babska okładka. No dobrze, wiem, że książki nie ocenia się po okładce, ale ja akurat tak zrobiłam 😉

Jak już się wali to wszystko
Zaczęłam czytać. Początek nawet obiecujący. Mamy tu klasyczny przykład młodej i dobrze zarabiającej kobiety, Klary, która ma wszystko czego chce: idealna praca, fantastyczny chłopak, same ochy i achy. I nagle to wszystko się sypie. Najpierw umiera Klary ukochana babcia, a potem wszystko rusza lawinowo. Klara traci pracę (rynek nieruchomości słabnie i firma bankrutuje) a narzeczony okazuje się być perfidnym oszustem i krętaczem. Klara wraz z przyjaciółką Zośką przez absolutny przypadek dowiadują się, że Mirek nie jest tym za kogo się podaje i nawet nie mieszka tam gdzie mieszka.
Załamana i wściekła Klara wyrzuca z domu wszystkie jego rzeczy i odcina się całkowicie od niewiernego. Na domiar złego musi opuścić wynajmowane mieszkanie. Od czego jednak ukochana przyjaciółka? Energiczna Zośka bierze sprawy w swoje ręce i pomaga Klarze we wszystkim. Klara zbiera w sobie odwagę i przeprowadza się do domu po zmarłej babci, w którym czekają ją same niespodzianki. W międzyczasie znajduje świetnie płatną pracę we włoskiej firmie, w której pracuje jako tłumacz korespondencji i tekstów branżowych, od czasu do czasu odwiedzając biuro lub wyjeżdżając do Włoch na spotkania. A za płotem domu po babci mieszka sąsiad. Bardzo atrakcyjny sąsiad…
Denerwujące ADHD
Jak napisałam wcześniej, Pokręcone losy Klary Izabelli Frączyk są obiecujące na początku, jednak potem coś zaczęło mi przeszkadzać. Książka jest napisana super językiem, na prawdę, ale jakoś tak okropnie chaotycznie. Odniosłam wrażenie, że Autorka miała pisarskie ADHD, bo czytając ją dusiłam się. Do tego, to co opisała w sumie nie do końca podobało mi się. Świat bohaterki jest czasami może nazbyt idealny, opisywane sytuacje postępują tak szybko po sobie, że człowiek nie ma czasu odetchnąć, bo nagle spada coś nowego.
Wszystko jest jednym ciągiem. Jedną z nielicznych na prawdę śmiesznych sytuacji jest akcja z obrazami. W domu babci Klara znajduje obrazy jakiegoś nieznanego malarza, Rzepichy, które to obrazy straszyły ją gdy była mała. Talentu nie miał za grosz, jednak dziewczyny wpadają na pomysł. Obrazy zostają pokazane Marcelinie, kobiecie, która wprawdzie ma artystyczny dryg, ale przy okazji klnie jak szewc. I to pijany. Nie da się jednak ukryć, że Marcelina dostaje szału na widok obrazów i organizuje mega udaną aukcję, z której Klara jako właścicielka zgarnia grube pieniądze. Wszystkiemu pomaga fakt, że na obrazy połasiły się tzw. snoby, które w swoich gabinetach i domach rozwieszają Rzepichę, aż miło.
Kiepskie romansidło
O ile na początku lub tak do połowy książka jest fajna i nawet przyjemnie się czyta, o tyle druga połowa już nieco gorzej. Gdy Klara wikła się w coś w rodzaju trójkącika miłosnego między przystojnym sąsiadem a jego włoskim przyjacielem, dostajemy klasyczną brazyliadę, która trwa już do końca. Klara jest faktycznie zakręcona jak ruski termos, co jest napisane nawet z tyłu książki, ale to zakręcenie nie wychodzi na dobre czytelnikowi. Na pewno nie wyszło na dobre mnie. Mnie ta książka po prostu zmęczyła i koniec powitałam z lekką ulgą.
Książka jest ciekawa i mogę ją polecić, ale nie jest to jakaś wielka rewelacja.
