Tytuł Studnie przodków Joanny Chmielewskiej można zrozumieć jako śmieszną grę słów, jakoby przodkowie Chmielewskiej mieli swoje studnie. Coś w tym jednak jest, bo znając Autobiografię Joanny Chmielewskiej każdy będzie wiedział, że faktycznie praprababka Joanny uciekała z domu. Choć akurat o prawdziwym skarbie mowy być nie mogło.
Jednak od początku. Studnie przodków Joanny Chmielewskiej to przezabawna komedia z nutką kryminalną, którą można przeczytać w kilka godzin. Przesympatyczna, napisana niezwykle lekkim językiem, jakże charakterystycznym dla Chmielewskiej.

Krnąbrna córcia
Wszystko zaczyna się pod koniec XIX wieku. Szesnastoletnia Katarzyna Bolnicka ucieka z domu swojej ciotki by w tajemnicy poślubić ukochanego. Dla nas dziś to niby nic takiego, ale w tamtych czasach była to akcja nie do pomyślenia. Zatem wybuchł wielki skandal. Katarzyna podobno mieszkała u ciotki hrabiny, u której miała nauczyć się ogłady i dobrego wychowania. Jak twierdzi autorka, nakichała jednak na tę ogładę i postanowiła uciec z ukochanym. Jednak jak to w życiu bywa, nie wszystko idzie po naszej myśli. Ukochany okazuje się chłopem małorolnym, mieszkającym w obszernej wprawdzie, ale jednak tylko chałupinie. Katarzyna, wściekła i oszukana, dokonuje ponownej ucieczki i wraca do rodzinnego domu.
Tu jednak trafia na twardą i równie wkurzoną mamusię, która wprawdzie nie urządza córce awantury, ale postanawia się zemścić w inny sposób. Katarzyna zostaje wydziedziczona na wieki, a jej matka w testamencie zapisuje swój majątek potomkom owej córki, którzy jednak mogą dostać wszystko dopiero po śmierci Katarzyny. Trzeba przyznać, że pani Zofia Bolnicka, matka Katarzyny, jest osobą niezwykle twardą i zaciętą ponieważ zdania nie zmienia do końca życia. Po opisie historycznych perypetii mamy przeskok w czasie i pojawiają nam się lata siedemdziesiąte XX wieku. W domu niejakiego Adama Dudka zostaje znaleziona w piwnicy skrzynia, w której znajdują się stare papiery. Skrzynia zostaje zawieziona do muzeum w Liwiu i tam zostaje dokonane wstrząsające odkrycie.
Zwykłe papiery okazują się być owym testamentem i spisem drogocenności, które zostały zapisane potomkom Katarzyny z Bolnickich, z całkowitym pominięciem jej samej. Opis drogocenności wygląda tak, że kustosz dostaje niemalże zawału i od tej chwili próbuje za wszelką cenę znaleźć tych spadkobierców, którzy przecież muszą nie tylko istnieć, ale i może coś wiedzieć. Trop wiedzie do Warszawy.
Bajeczny skarb i zbrodnia
Po licznych przygodach udaje się znaleźć potomków owej Katarzyny, którymi okazują się jej trzy wnuczki. Jedna z nich jest matką głównej bohaterki, Joanny, która to Joanna odpowiada za narrację w książce. Bohaterki Studni przodków dowiadują się o skarbie i postanawiają go odnaleźć. W tym celu udają się na sielską wycieczkę do wsi Wola by tam szukać śladów przodków a przy okazji odkurzyć dawne dzieje. Na podstawie pozostawionych w rodzinie informacji towarzystwo zaczyna szukać zaginionego skarbu.
Komplikacje pojawiają się w momencie odkrycia pierwszej zbrodni. W zasadzie to należałoby powiedzieć, że bohaterki Studni przodków dowiadują się o tajemniczej zbrodni już na samym wstępie, zanim jeszcze dobrze dojadą do tej Woli. Potem jest już coraz weselej, nieboszczyków przybywa co oznacza, że bohaterki Studni przodków mają konkurencję. Co gorsza, okazuje się, że konkurencja także sporo wie na temat zaginionego skarbu, a to nie wróży dobrze. W całość imprezy wplątani są osobnicy o nazwiskach Łagiewka, Bolnicki i Mieniuszko a cała rodzina Joanny próbuje odgadnąć jakie znaczenie mogą mieć owe nazwiska dla sprawy.
Mniej niż zero
Gdy już wszyscy zaczynają rozumieć co się dzieje i znajdują informację dotyczącą miejsca ukrycia skarbów, okazuje się, że część bogactw już wyszła, wyciągnięta wcześniej przez niejakiego Capustę. Ów Capusta nie tylko przywłaszczył sobie znaczą ilość skarbu po przodkach, ale także zdążył już zwiać za granicę, do Francji.
No to trzeba go gonić.
Zwariowana rodzinka Joanny nie pozwala ani na chwilę oderwać się od książki. Studnie przodków są napisane rewelacyjnie. Dwie szurnięte ciotki, własna matka, kustosz-szaleniec i blondyn życia, Marek, który nic nie mówi i każe wszystkim dedukować to nic łatwego dla Joanny, która musi uporać się ze wszystkim.
Dla mnie osobiście jedną z najlepszych postaci jest Bolek, lokaj francuskiego pasera, pana Karola. Język, jakim się posługuje, słyszałam tylko raz w życiu u jednej osoby i choć Studnie przodków czytałam już kilkakrotnie to za każdym razem wracam do tego Bolka z uśmiechem na ustach. W sumie dzięki Bolkowi wiadomo będzie gdzie ostatecznie szukać tego skarbu.
Jeszcze jedną perełką i fragmentem absolutnie zasługującym na wspomnienie jest moment stróżowania Michała pod studnią i wynikła z tego akcja z wieprzem. Cudo.
Książka dla wszystkich 🙂